nić? Sam wam powiedziałem, że chciałem zabić starca, że mogłem go nawet zabić, a mimo to, nie zabiłem. Słyszy pan, panie prokuratorze, nie zabiłem! Mój anioł stróż uchronił mnie od tego.
Tchu mu zabrakło. Przez cały czas prowadzenia śledztwa ani razu nie był tak wzburzony.
— A cóż wam mówił Smerdiakow? — spytał po chwili. — Czy mógłbym wiedzieć?
— I owszem, może pan pytać o wszystko, co ma związek z faktyczną stroną procesu — odparł chłodno prokurator. — Z pewnością odpowiemy na wszystko, cośmy obowiązani panu objaśnić. Smerdiakowa znaleźliśmy leżącego w łóżku, wśród ciągle powtarzających się ataków epileptycznych. Doktór utrzymuje, że może jutra nie dożyje.
— W takim razie ojca mego zabił chyba sam czart — wyrwało się Miti, jakgdyby dotąd jeszcze wahał się w przypuszczeniach: czy to Smerdiakow? czy nie Smerdiakow?
— Powrócimy jeszcze do tego szczegółu — zdecydował sędzia śledczy. — A teraz zechce pan mówić dalej.
Mitia prosił o chwilę wytchnienia. Udzielono mu jej bardzo uprzejmie. Po krótkim odpoczynku zaczął opowiadać, jak siedzącego już na płocie uchwycił Grigor za lewą nogę, jak on uderzył go w głowę, i jak potem skoczył nanowo do wnętrza ogrodu. Prokurator przerywał mu ciągle drobiazgowemi zaczepkami, teraz już umyślnie, aby go utrzymać w stanie ciągłego rozdrażnienia. I tak przerwał mu, żądając, aby opisał szczegóło-
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.