Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

złodziejstwo! Jak możecie tego nie rozumieć? Wstydziłem się też tego tak bardzo, że nie przyznałem się nawet bratu memu, Aloszy, że pieniądze noszę na piersi.
— Cóż pana skłoniło do tego, aby wyjąć je z woreczka właśnie wczoraj.
— Dlaczego pan to zrobił?
— Dlaczego? bo chciałem się zastrzelić i zdawało mi się, że to już wszystko jedno, czy umrę jako podły, czy jako uczciwy człowiek. Byłem pewien, że to wszystko jedno, a przecież okazało się teraz, że to wielka różnica. Wiele, wiele nauczyłem się przez tę dzisiejszą noc. O tak, panowie! Nietylko nie można żyć w podłości, ale i umierać w niej nie wolno. Umierać trzeba uczciwie.
— Zaczynam rozumieć skrupuły pańskie, Dymitrze Fedorowiczu, — przemówił słodko prokurator, — chociaż, o ile mi się zdaje, płynęły one głównie z nerwowego rozdrażnienia. Musisz pan wogóle być niesłychanie nerwowy. Czyż nie prościej było np. zamiast męczyć się tak cały miesiąc, udać się do panny Wierchowcew i poprosić ją o tę pożyczkę, dając jej choćby takie zabezpieczenie, jakie pan proponowałeś innym, np. pani Chachłakow.
Mitia poczerwieniał z oburzenia i spojrzał na prokuratora z niedowierzaniem.
— Czy pan na seryo uważasz mnie za człowieka do tego stopnia nikczemnego? A przecież w samej, rzeczy przychodziła mi na myśl i taka wstrętna kombinacya, nigdybym się jednak na nią nie zdecydował. Jakto? Iść do Kati, do narzeczo-