Strona:F. H. Burnett - Klejnoty ciotki Klotyldy.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

życia. Podobna do panienki mówiła płacząc Alicya podobniusieńka, tylko jak była młodą, bo wtedy była od niej weselsza.
W niespełna dwa miesiące później Elżunia była już u stryja w Nowym Yorku Zawiadomiony o śmierci siostry przyjechał po siostrzenicę, chociaż niezbyt zachwycony rolą opiekuna, której teraz nie miał już komu oddać.
Nie można było jednakże jedenastoletniej już dziewczynki zotawić samej sobie, zwłaszcza że była dziedziczką milionów które się ze śmiercią ciotki powiększyły; zabrał ją przeto z sobą do Ameryki, gdzie oddawna mieszkał będąc gorącym wielbicielem obyczajów tamtejszych.
Elżuni wydał się bardzo dziwnym i obcym ten młody i wesoły człowiek, nic a nic nie podobny do starego, poważnego proboszcza który by łjej jedyną znajomością. Nawzajem ona zrobiła jeszcze dziwniejsze wrażenie na swoim stryju, o mało, że nie krzyknął z przerażenia ujrzawszy ją w długiej czarnej i niezgrabnie zrobionej sukni.
— Ależ drogie dziecko — zawołał — jak ty wygłądasz! I pierwsza rzecz którą dla niej zrobił były sprowadzone z Paryża eleganckie sukienki i młoda pokojówka. Nie mogę jej tak w podróż zabrać, tłomaczył się starej Alicyi, wygląda jak sierota z przytułku.
Zanim Elżunia zdjęła swoją ulubioną sukienkę, poszła z proboszczem pożegnać biednych wieśniaków. Zacny kapłan rozczulony był widokiem łez płynących obustronnie, i błogosławieństwami któremi obsypywano