Strona:Feliks Kon - Nieszczęśliwy.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.
II.

W kilka dni po tym spotkaniu, wypadło mi jechać do miasta. Skorzystałem z tej sposobności, by odwiedzić Komara, skręciłem z drogi i po wijącej się kapryśnie leśnej ścieżynie wyjechałem nad brzeg dużego jeziora. Na przeciwległym brzegu stała czyściutka, starannie oblepiona gliną jurta Komara. Zaszczekały psy, zarżały konie, pasące się nieopodal, gospodarz wybiegł mi na spotkanie z jurty, odsunął żerdzie, zastępujące wrota, przywiązał do słupa mego konia i wprowadził do jurty.
Dwaj jakuci siedzący na ławie z ciekawością zaczęli mi się przyglądać. Jakiś mocno podchmielony zesłaniec wstał z drugiej ławy, na której leżał rozwalony.