Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/122

Ta strona została przepisana.
(po chwili biorąc Julkę za rękę).

Powiedz mi, czy przynajmniej na cmentarzu był ksiądz?

JULKA.

Ależ tak Elko — był. — Dobry, siwy, poczciwy ksiądz, który o nic się nie pytał... i znakiem krzyża pożegnał.

ELKA.

Mój Boże!... mój Boże!...

(po chwili).

Co to tak szumi?

JULKA.

To deszcz po szybach dzwoni.

ELKA.

Och jak smutno! to już jesień!... znów jesień!... Gdy zachorowałam było jeszcze lato. Jak się to długo ciągnęło!

(po chwili).

Dlaczego i ja nie umarłam!

JULKA.

Zapalę lampę Elko — będzie ci weselej.

ELKA (owijając się chustką).

Nie! nie! proszę cię. Szara godzina... to tak miło. Lepiej się rozmawia. Czy mnie słuchasz Julko?

JULKA (siadając przy piecu).

Tak Elko.