Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/131

Ta strona została przepisana.
KAROL.

Czy... Julka już dziś nie wróci?

ELKA.

Wróci... ona poszła niedaleko. Czy pan z nią chce pomówić?

KAROL.

Tak... zawsze tak odemnie ucieka.

ELKA.

A o czem? Bo proszę pana, jeżeli to o mnie to niech pan lepiej to mnie powie. No — co jej pan chce powiedzieć?

KAROL (milczy).
ELKA.

Bo jeśli to o naszem małżeństwie, to ja wolę z panem od razu o tem pomówić.

KAROL (szybko).

Może to odłożymy na później... Pani jeszcze słaba... niema sił...

ELKA.

Nie — nie — Lepiej niech się to wszystko odrazu wyjaśni. Ja tak, tak myślę, że jeżeli pan tu przyszedł, to pewnie pana sumienie ruszyło i pan chce się ze mną ożenić. Ale — widzi pan, jak mnie tak już śmierć w oczy zaglądała i ja byłam już, już w grobie, to ja się zupełnie odmieniłam. Ja przejrzałam. Ja się zrobiłam dumniejszą, inną. — Gdyby się wróciło, to co dawniej, to już byłoby inaczej. — Dlatego może pan się nie bać,