rzenie pod słońcem. Jest to kwiat rzeczywiście czysty, drżący, niezbrudzony. Domyśla się wiele, przeczuwa, układa zasłyszane przypadkowo zdania i wytwarza najdziwaczniejsze nieraz pojęcia o życiu i świecie.
Jest wiele rozrzewniającego w tej śmieszności, coś, co nas ogarnia na widok ślepego, błądzącego wśród nieznanej mu przestrzeni, lub w obecności chorego, niewiedzącego o swym bliskim zgonie. „Ona“ wtedy błądzi niepewna, wyciągając ręce do życia, uśmiechając się przez łzy, śpiesząc jak ćma do świecy. Gdy „ona“ włoży długą suknię, traci woń i barwę; zakwita wprawdzie i błyszczy, ale nie wabi śnieżną białością konwalji; pewną nogą stoi w przedsionku życia i śmiało wyciąga rękę, aby uchylić zamknięte podwoje. „Ona“ wie już wtedy, co jest pocałunek, co zdrada, co kłamana miłość. „Ona“ sama zawodzi, kłamie, zdradza... Gdybym była mężczyzną, kochałabym tylko pensjonarkę w drugiej fazie jej istnienia. „Ona“ na wydaniu przerażałaby mnie trochę.
Panna na wydaniu to rzeczywiście królowa stworzenia. Gdy piękna i bogata, a zna fałsz i obłudę świata, jest nielitościwie sarkastyczną i zarozumiałą nad wyraz wszelki. Wybiera sobie męża według woli i dysponuje materjał, z którego będzie zrobiona suknia ślubna. Czasy Halszki z Ostroga minęły dawno, dziś „ona“ sama sta-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/15
Ta strona została skorygowana.