Solska, jak i pan Solski dali nam już tyle wartościowych kreacyj, że sobotnie ich role były dla nich igraszką, w której uwydatniły się ich zalety, swoboda ogromna i obycie się ze sceną. W grze pani Solskiej podnieść należy dystynkcję, umiejętność obracania się w salonie, tak, iż wierzy się, że sobotnia Łucja ma prawo znajdować się w tak pięknym pałacu. Przytem pani Solska nadała owej Łucji bardzo serdeczny i kobiecy podkład, a wyglądała nadzwyczaj powabnie. Pani Otrębowa w roli rosyjskiej hrabiny była niezrównana. Przepysznie ucharakteryzowana, grająca nadzwyczaj umiarkowanie — intonacją głosu wywołała wyborne efekta.
Panna Miłowska, jako Berta, mówiła bardzo poprawnie, powinna jednak starać się panować nad ruchami i uszlachetnić je. Panna Arkawin, jak zawsze, była zupełnie correcte, pani Rotter usiłowała mieć hiszpański temperament i fryzurę, p. Feldman wybornie pochwycił ton fałszywego poczciwca, a p. Kwiatkiewicz miał dużo powagi i szczęśliwie wybrnął z trudnej roli sentymentalnego (w farsie!) adwokata.
A teraz mała apostrofa do pań, choćby się o to trochę pogniewać miały. Scena wyglądała wspaniale. Umeblowana z gustem i szykiem, wymagała... toalet! Tak jest — niestety... toalet! Nie chodzi tu o przepychy, liońskie materje i koronki, ale chodzi tu... o trochę gustu i szyku, choćby taniego, ale szyku... Tymczasem, oprócz pierwszej sukni domowej pani Solskiej, bardzo ładnej w pomyśle i linji i oprócz zgrabnych sukienek panny Miłowskiej, panie ubrane były w bluzki, lawn‑tennise, płótna i tak siadły do wieczornego obiadu. Raz jeszcze powtarzam, iż wiem, że artystkom polskim trudno jest zdobyć się na przepychy, ale wełna dobrze skrojona, muślin piękny w barwie jest bardzo tani, a sztuka na tem zyskuje, i niema tak rażącego dyssonansu pomiędzy urządzeniem sceny i strojami pań, po niej chodzących. Skoro mówimy o ubraniach, czy nie mogłaby reżyseria uwolnić nas od widoku tych subretek z operetek, ubranych
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/286
Ta strona została przepisana.