Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co! — woła — wiedziałam, że tak będzie!
— Co?
— Że i panowie doktorowie nic nie poradzą.
Doktorek wzrusza ramionami.
— Rzecz naturalna! — mówi powoli — jeżeli ktoś nogę złamie, a woła się do niego doktora dopiero w sześć tygodni po wypadku.
— Mój mąż... nogę złamał?
— Tak jest. W szyjce kości udowej.
— Przecież to można zestawić.
— Tak... ale gdybyśmy byli wezwani odrazu. Teraz mowy o tem niema.
— Co?...
— Powtarzam: Mowy o tem niema.
Dulska jest purpurowa. Machinalnie odpina kołnierzyk od szlafroka. Ma wrażenie, że się dusi.
— Czego się panowie w takim razie uczycie? — wybucha z całą furyą.
Doktorek przypatruje się jej uważnie. Zaczyna go bawić i dopomaga mu do miłego uczucia znajdowania siebie samego światlejszym, wykwintniejszym, doskonalszym przez