Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— No... więc... możeby mama...
Lecz Dulska spochmurniała.
— Leczyć się? na mój ból niema lekarstwa. To mnie gryzie i zagryzie. To mnie wpędzi do grobu... czuję, czuję to, że tak będzie... nie inaczej.
Meli łzy się w oczach zaczęły kręcić.
— Proszę mamy...
— Co? czego?
Dulska, widząc wrażenie, spotęgowała siłę teroru, jaki wywierała na Meli.
— Umrę! i to niebawem. A wy wtedy róbcie, co chcecie. Rozdrapcie moją krwawą pracę, wołajcie sobie doktorów, kupcie sobie automobil, chodźcie na balety! A wasz godny braciszek ze swoją żonką...
Tu już Dulskiej łez nie starczyło i głosu. Dobrała się bowiem do istotnej przyczyny swego rozżalenia.
Do Zbyszka i jego żony.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Bo Zbyszko się ożenił.
Naprawdę się ożenił i zdawaćby się mogło, że według wszelkich wymogów i żądań właśnie swojej matki.