Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, znów tak dalece...
Lecz Dulska porywa się z krzesła i roztacza cały swój majestat nieskalanej matki i żony w wyrazie, z jakim krzyczeć zaczyna:
— Tak, tak dalece... Na takim kabarecie to kobiety... Boże odpuść!... bez ubrań się pokazują i takie bezeceństwa się dzieją, że strumieniami po podłodze wino szampańskie płynie, a one śpiewają... Boże odpuść — co... i nogi w winie moczą. I jeszcze inne rzeczy wiem... tylko siebie zanadto szanuję, ażebym miała co dalej mówić. A ty kabaretów bronisz?
Zbyszkowa oponuje.
— Ależ wcale nie bronię. Najlepszy dowód, żeśmy ze Zbyszkiem tam nie poszli. Ale znów tak dalece, jak mama mówi...
— Tak dalece i jeszcze dalej. I zobaczysz, do czego dojdziecie, idąc tą drogą. Tylko mnie i moich córek tam nie zaciągniecie! Słyszysz? Napróżno zastawiacie sidła. Ani ja, ani moje córki waszego szampana nie potrzebujemy, i nogi nasze progów przeklętych kabaretu nie przestąpią. Ty zaś postępuj, jak chcesz.