Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

w sobie, jak pantera, gotowa do skoku. Lecz oto Zbyszko, przymrużywszy oko i przechyliwszy głowę, odzianą w szkaradny melonik o wiedeńskim sznicie, wyrzucił ze siebie:
— Pani Dulska, baczność!... syn się żeni!
— Który? — wrzasnęła Dulska.
— No... — odparł Zbyszko — ten, Zbyszko, jedynak. Chyba, że masz jakie dziecię płci męskiej ukryte, tajone, jak druga Lukrecya...
Dulska jęknęła.
— Z kim się żenisz? z kim?
— Z kimś solid, anständig, comilfo... voila...
Dulska otworzyła oczy szeroko.
— Przecież... kto? jak?
— Cyt... cyt...
Zbyszko zawinął się w swe amerykańskie palto żydowskiego importu i w tajemniczość bajeczną.
— Cyt... mamuńciu! Dalszy ciąg w następnym numerze.
I zniknął za portyerą.
Tylko z progu rzucił:
— Niech się pani Dulska nie lęka. Syn jej dobrze się sprzeda.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·