Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

uczuła się prawie »zgaszoną«, jak mówiła Hesia. Lecz Zbyszko, który potrzebował teraz nieposzlakowanych kołnierzyków, mankietów, cudnie białych i olśniewających, — przytem naciągał Dulską na wiechcie chryzantemów i mieszanych z kawą paloną czekoladek Första, wytłómaczył jej, że w danej chwili, na dany znak, wystąpi ze swą »rodziną«.
Obecnie musi się sam oryentować.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Prawdę mówiąc, nawet tak szczwany Zbyszko uczuł się trochę zdezoryentowany, gdy wreszcie przekroczył próg mieszkania, w którem tkwiła panna w czerwonej matince. Znalazł matkę panny taką, jak sobie wyobrażał, to jest nijaką, przerobioną na »proboszcza«, z rękami na brzuchu i w okularach. Lecz panna zbiła go bardzo z tropu. Okazało się, że jest dwulicowa. Że ma dwie twarze i dwa usposobienia. Jedno, to od czerwonej matinki i »sypanego oka«, rozwichrzone, rozpięte, błyskające dość ładną szyją i zdrowemi zębami, — drugie, to domowe, w sukni szarej, zapiętej pod szyją, z gorsem zakonnie ściśniętym, z oczami cofniętemi w głąb powiek, z zębami