Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

przeciw siebie, zwróceni profilem na tle bardzo białej ściany »bawialnego« pokoju proboszcza.
Lecz, mimo opozycyi, mimo »za nic!« matki, para: Zbyszko-Milunia zwyciężyła. Szczególniej umiejętnie wziął się Zbyszko do proboszcza, przed którym zupełnie niespodzianie zjawił się pewnego jesiennego dnia w zakrystyi. Przylepiwszy sobie pokornie włosy do czaszki, odziawszy się ciemno, nastroiwszy się odpowiednio, »puścił się nabierać klechę« — jak się wyrażał w głębi swej istoty. »Klecha« najeżył się z początku, posłyszawszy, z kim »ma przyjemność«. Lecz oto Zbyszko, zgiąwszy kark, poprosił nie mniej, ni więcej, tylko o... spowiedź.
Proboszcz przez chwilę się zawahał. Podejrzewał podstęp, ale odmówić żądaniu nie mógł. Tem bardziej, że pociągała go myśl naprowadzenia tego »rozpustnika« na jakąś lepszą drogę.
— Kto wie... — myślał, drepcąc w stronę konfesyonału — łaska Boga objawia się w tak dziwny i nieoczekiwany sposób...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·