Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

dojścia do równowagi zmieniała się na Brajburównę w każdym calu. Ujęła w ręce cugle i rządy. Pilnowała Zbyszka na każdym kroku, chodziła do niego do biura i przyprowadzała go do domu. Oddaliła od niego wszystkich jego przyjaciół, wmówiła w niego artretyzm i zwapnienie płuc, ułożyła system pielęgnowania jego zdrowia i o dziewiątej godzinie kładła go do łóżka. Zbyszko w pierwszej chwili próbował oponować, powoli przecież poddał się losowi z całą apatyą zmęczonego życiem i nadużyciem człowieka.
Milunia roztoczyła dokoła niego przyjemną atmosferkę domowego ciepełka.
Wszystko było czyste, względnie ładne, a przedewszystkiem wygodne. Zbyszko zaczął w duszy przyznawać, że kołtuństwo miewa swoje dobre strony. Milunia codziennie przysyłała do biura na tacce bardzo ładnie nakryte drugie śniadanko, smaczne i dobrze podane. Zbyszko raz i drugi pogniewał się; na trzeci dzień, gdy deszcz lał, a on czuł się zdenerwowany i rozklejony, zjadł chętnie i przyznał w duszy, że jest to wygodniejszy system, jak tańcowanie przed bufetem w za-