plutej i zasypanej trocinami knajpie. I tak powoli, jak było z drugiem śniadankiem, tak usuwały się z pragnień i pożądań Zbyszka rozmaite naleciałości. Tem bardziej...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Tem bardziej, że Milunia w tej najważniejszej sprawie, w której najczęściej młode mężatki przegrywają bitwę, okazała dziwną sprawność i nieledwie mistrzostwo.
Gdy Marysia, pokojówka, ze Stowarzyszenia św. Zyty, pobożnie zapaliła wieczorem błękitną klasyczną amplę, zwieszającą się u sufitu sypialni, i drzwi zamknęły się za parą młodych Dulskich, rozpoczynała się maleńka domowa orgia, uświęcona i dozwolona, w której szybko prym zawiodła Milunia.
Zbyszko, z początku zdumiony chciał oponować i nie dozwalał wydrzeć sobie godności przywódcy, lecz szybko zrezygnował, znajdując rolę drugorzędną, wygodniejszą zwłaszcza dla jego sił bardziej odpowiednią.
I tu, jak z drugiem śniadaniem, ciepełko domowe zwyciężyło.
Zapłacenie skrupulatne wszystkich kawalerskich długów, które uskutecznił z wielką