Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

Zawiesił myśl.
I nagle tryumfalnie obwieścił sobie:
Pragnę zabić!...
Uczuł się lżejszym, swobodniejszym.
Pragnę zamordować!...
Przyznanie to wydarło mu się z najgłębszej tajni, takiej tajni, o której on całe życie nie wiedział, nie przeczuwał nawet jej.
Pragnę!...
Zabrakło mu tchu. Zmagał się o ten oddech ciężko, a przecież po tem przyznaniu się było mu o tyle lżej, jaśniej, zgodniej z nim samym.
Wyciągnął z pod kołdry rękę.
I rzecz dziwna — ręka ta mimowoli poszła w kierunku bliźnianego łoża, na którem tyle nocy spała ona...
Tamten człowiek... żona.
Ręka Dulskiego kosmata i żółta, jak gad o pięciu klekocących ramionach, wykonywała w stronę łóżka Dulskiej całą seryę morderczych, dziwnych, nabrzmiałych żądzą zbrodni ruchów.
A z pod kołdry słychać było tryumfujący głos: