Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

I to wystarczało.
Przez pierwszy tydzień Zbyszkowa zjawiała się u Dulskich codziennie. Przynosiła pomarańcze, cukierki, gazety. Cytowała adresy doktorów, czytywała artykuły wstępne, sprawozdania giełdowe i sporty.
Głos jej donośny i krzykliwy napełniał mieszkanie. Sama przyrządzała kawę dla Felicyana, perfumowała mu kołdrę, przyniosła jasiek gumowy w tureckie desenie, na których Felicyan wyglądał w wysoce komiczny sposób. Akcentowała ciągle długotrwałość choroby i mówiła często o sprawieniu stolika szpitalnego i innych przyrządów, koniecznych w domu, gdzie choroba instaluje się na czas dłuższy. Przyniosła śmieszną, cienką palmę i postawiła ją na szafce nocnej obok Felicyana, mówiąc z współczuciem:
— Ponieważ ojczuś tak prędko nic zielonego nie zobaczy, więc przyniosłam tę palemkę... Zawsze to zielone...
Mówiła zupełnie seryo o sprowadzeniu konsylium, złożonego z trzech profesorów. Już w duszy cieszyła się myślą wyrazu twarzy, jaki przybierze Dulska, gdy te trzy capa-