Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże żartuję! Leży już tyle tygodni. Stanąć nie może. Stłukł nogę i ani w prawo, ani w lewo. To prosto rozpacz!
Nakoneczna wyprostowała się.
Zbrodnicza tajemniczość, która dokoła niej się rozsnuła, w jednej chwili gdzieś przepadła. Obojętnie patrzyła na błyszczące w zachodzącem słońcu rondle.
— A... tak...
— Może Nakoneczna co poradzi...
— Ha, no!... ha, no!... zobaczę.
— Już ja...
Zatrzymała się Dulska. Nie chciała się zapędzać.
Weszły do sypialni. Felicyan leżał wyczerpany. Sam już widocznie miał »dosyć« tej choroby, bo nadspodziewanie zgodził się na obejrzenie nogi przez Nakoneczną.
Suche kościste ręce przesunęły się po suchej kościstej nodze Dulskiego.
— Proszę niech pan wielmożny gospodarz się nie boi, ja się znam... ja wiem, co boli... ja nóżkę delikatnie zbadam... zobaczę...
Dulska stała niespokojna.
— Może Nakoneczna naciągnie.