żenie i głód stają się jego wrogami. Musi on walczyć z wiatrami i żywiołem wodnym.
Iluż badaczy natury, od Pliniusza Starszego aż do Wiktora Jacquemont’a, znalazło śmierć, poszukując jakiej nowej prawdy! Skon Pliniusza jest jakby fragmentem wiekuistej historyi człowieka, znicestwionego przez żywioły. Znakomity ten obserwator, będąc w Micenie, dostrzega występujący z wierzchołka Wezuwiusza pióropusz dymów, wyrzucanych przez wulkan; nie tracąc chwili czasu, poleca, aby mu przygotowano okręty, na których żegluje w kierunku domów, położonych tuż u stóp krateru, aby jak najbliżej mógł studyować okazałe zjawisko. Statki obrzucone zostają deszczem rozpalonych popiołów, których temperatura wzrasta w miarę zbliżania się floty do wulkanu; — wyprażone kamienie tu i owdzie padają w fale. Przestraszony sternik chce zawrócić, — oddalić się od tych niebezpiecznych szlaków, lecz Pliniusz powstrzymuje go temi pamiętnemi słowy: »Fortuna sprzyja śmiałym«. Naturalista dobija do brzegu i przypatruje się z daleka groźnym płomieniom krateru; — noc spędza w domostwie, które z brzaskiem dnia musi opuścić wskutek trzęsienia ziemi i deszczu kamieni rozpalonych. Dla zabezpieczenia się od pocisków wulkanicznych, towarzysze jego wraz z nim osłaniają głowy poduszkami, przytwierdzonemi zapomocą pasów płóciennych; — lecz potoki lawy pędzą ze wszech stron, dosięgają morza, zapełniając powietrze ogniem i duszącymi gazami. Powstaje popłoch powszechny. Pliniusz stojąc na pobrzeżu, otoczony chmurą wyziewów siarczanych, czuje, że brak mu tchnienia i rozkazuje dwom niewolnikom, aby go podtrzymywali. Następnie pada na ziemię bez życia.
»Nazajutrz znaleziono ciało jego w całości, bez żadnej rany, przyodziane tak, jak je pozostawiono. Nieboszczyk wyglądał nie jak człowiek umarły, lecz jak uśpiony«[1].
Od tego pamiętnego wypadku, z zamiłowania przyrody i poświęcenia się nauce, zginęło wiele innych ofiar. Podamy
- ↑ Listy Pliniusza Młodszego — list 16.