pochodów. Powoli energia i śmiałość doktora wywarły silne wrażenie na krajowców, którzy poczytywać go zaczęli za istotę wyższą. Jednego dnia czyn imponującej śmiałości zjednał Livigstone’owi względy Bechuanów, wywołując ich podziw.
Stado lwów niepokoiło wioskę Kuruman, w której on przebywał. Mieszkańcy widzieli te drapieżne zwierzęta, wdzierające się w nocy do ich zagród i pożerające dobytek, nie odważyli się jednak mierzyć z tak straszliwymi gośćmi, których z przesadnej trwogi poczytywali za istoty niezwyciężone.
Livingstone postanowił wypłoszyć te zwierzęta, zabijając z nich jedno. W tym celu wyruszył na łowy z Mebuale’m, miejscowym nauczycielem szkoły, i z kilku odważnymi ludźmi; dotarł do kniei dzikich zwierząt i zaczął do nich strzelać. Lwy, zdziwione taką zuchwałością, umknęły, lecz jeden z nich, zwinięty poza krzakiem, pozostał nieruchomy. Doktor wymierzył i trafił go dwiema kulami. »Chodźmy dokończyć!« wydali okrzyk jego ludzie. Livingstone, dostrzegłszy, że zwierz szamocze się gwałtownie w zaroślach, woła na nich, aby wstrzymali się, dopóki nie nabije strzelby; lecz w tejże chwili lew rzuca się na niego.
»Schwycił mnie za łopatkę, powiada Livingstone, obalił, i runęliśmy razem na ziemię. Słyszę jeszcze jego ryk straszliwy.«
Jedna łapa lwa dosięgała tyłu głowy doktora, wkrótce jednak zwierz zwrócił swe oczy na Mebuale’a, który celował do niego z odległości dwunastu kroków. Strzelba nauczyciela, prosta skałkówka, dwukrotnie spudłowała; lew rzucił się na nowego napastnika i ugryzł go w udo, lecz wkrótce inne kule dosięgnęły go i padł nieżywy na ziemię. Livingstone miał zgruchotane ramię i jedenaście ran w górnej części łopatki. Ramię jego było uszkodzone w tym stopniu, że w ciągu długoletnich swych przygód z wielką zawsze trudnością mógł mierzyć z karabina. W późniejszym czasie, gdy już nie żył, rana ta, której ślady do końca życia zachował, posłużyła do stwierdzenia tożsamości zwłok jego.
Strona:Gaston Tissandier Męczennicy w imię nauki.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.