Minęło pół godziny zanim pasterz powrócił. Marja, siedząc ciągle na ziemi, nasłuchiwała wszystkich najdrobniejszych szmerów w lesie, i w miarę jak czas przechodził, ogarniał ją dreszcz z zimna i obawy.
Iorgi zapalił ogień w chałupie, a światło, wydobywając się przez otwór w drzwiach, utworzyło czerwone półkole na zewnątrz. Żadnego innego światła nie było na olbrzymiej, ciemnej przestrzeni, tylko w górze, ponad czarną linją lasów, drgały gwiazdy jarzącą żółtością. Powoli psy ucichły i słychać było tylko jednego, od czasu do czasu, w odległości. A toni powrócił, jak Bóg przykazał, ale ani w owczarni Franciszka, ani w okolicy nie znalazł nikogo.
— Która może być godzina? — zapytała Marja.
Pasterz spojrzał na gwiazdy i powiedział, że może będzie dziewiąta.
— Zpewnością — powiedziała Marja z przeko-
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/63
Ta strona została przepisana.
VI.