Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/108

Ta strona została przepisana.

— Kochany sąsiedzie. Koń kosztuje więcej niż krowa, ale wolę krowę, gdyż da mi to, czego właśnie potrzebuję. Zamieńmy się!
— Zgoda! — rzekł sąsiad i dokonali zaraz zamiany.
Gospodarz mógł już wracać do domu, ponieważ interes załatwił, ale postanowiwszy być na targu, chciał tam dojść i popatrzyć trochę na ludzi. Poszedł tedy dalej i spotkał chłopa pędzącego owcę. Była tłusta, okazała i miała sporo wełny.
— Chciałbym mieć taką owcę! — powiedział sobie. — Starczy jej trawy po rowach, a na zimę można ją wziąć do izby. Jest ona dla nas stosowniejsza, niż krowa!
Właściciel owcy zgodził się ochotnie na zamianę i gospodarz popędził ją na jarmark.
Niedługo potem zobaczył chłopka niosącego pod pachą tłustą gęś.
— Aj do licha! — zawołał. — To mi gąska co się zowie. Ileż na niej smalcu, ile pierza! Jakże pięknie pływałaby sobie po naszym stawku. Żona moja miałaby dla kogo zbierać łupy z kartofli. Ileż razy marzyła o gąsce! Teraz będzie ją miała! Chcesz się zamienić? — spytał właściciela gęsi, a gdy ten zgodził się, interes został zaraz załatwiony i gospodarz poszedł dalej z gęsią.
W mieście ścisk panował wielki. Pod jakimś płotem zobaczył nasz chłopek tłustą kurę, przywiązaną na sznurku, by nie uciekła. Była prześliczna, a jemu przyszło na myśl, że nawet więcej warta od kur proboszcza. Kura żywi się zresztą sama, nie przyczynia wydatków, a daje wyborne jaja. Zapytał właściciela, czy zechce się zamienić, a gdy przystał, nowy interes został zawarty niezwłocznie.