Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/100

Ta strona została skorygowana.
96

tach! I zwróć pan uwagę, proszę pana, byś ich nie upuścił.
Każde słowo sprawiało na Wejwarze wrażenie, jak gdyby mu w ciało wbijano gwoździe. Ukłonił się, pożegnał, a woźnica brał za lejce, gdy wtem w ostatniej chwili wychylił się mistrz Kondelik okienkiem i zawołał z ironią do Wejwary:
— Bracie Wejwaro, gdy się znowu dowiecie o tajemnej wycieczce, nie zapomnijcie o mnie, doczekać się jej nie mogę. Ale weź pan z sobą i mapę Afryki! Człowiek nie wie, gdzie się z panem zapuścić może.
Zawstydzony, zmiażdżony, stał Wejwara, patrząc rozpaczliwie na odjeżdżającą dorożkę..
Serce Pepci biegło za nim, towarzyszyło mu do domu.
Ale o tem Wejwara nie wiedział.


∗                ∗

W drodze nie mówił nic pan Kondelik. Sapał tylko, jak foka, a chwilami syknął, lub zaklął tłumionym głosem, w chwilach, kiedy pani Kondelikowa lub Pepcia mimowoli dotknęły bolących jego nóg.
Nareszcie wysypała ich dorożka na ulicy Jecznej.
— Gdzie cię boli, staruszku? — spytała pani małżonka ze współczuciem, kiedy się wdrapał na drugie piętro i zakulał do mieszkania.
Mistrz Kondelik chwilę nie odpowiadał. Nareszcie otworzył usta i patrząc na małżonkę, jakby ją oczyma usiłował przewiercić, mruczał: