Pepcia mówiła na stronie do matki:
— Widzisz, mamusiu, taką bluzę mogłabyś mi także kazać uszyć...
Mistrz Kondelik obracał się, obracał, a potem, patrząc na obecnych, mówił z powątpiewaniem:
— No dobrze, ale ten spektakl, gdy się w tem pokażę! Ciągle mnie zmuszali, abym się do „ostrostrzelców” zapisał, i nie zrobiłem tego, a teraz odrazu tutaj...
— No, owszem, proszę pana, „ostrostrzelcem” być, to także ładna rzecz — mówił Wejwara ostrożnie, aby się nigdzie nie potknął, dotąd bowiem nie miał nawet pojęcia o „politycznem” wyznaniu pana Kondelika — ale Sokołem, to zupełnie co innego. Sokolstwo ma zupełnie inne znaczenie i cel...
— ...a żadnych strzelb! — dopełnił mistrz Kondelik.
Potem zdjął ostrożnie mundur i Wejwara brał za kapelusz, ażeby się pożegnać.
— No, no, panie Wejwaro — mówiła pani — chyba nam pan teraz nie ucieknie. Jeśli pan nie ma nic lepszego, to niech pan siada, pójdziemy potem na spacer, a możemy iść razem.
Wejwara się wymawiał, potykał o kobierzec, zrzucił z konsolki szczotkę, i nim się z zakłopotania wytłómaczył, stała na stole kawa, babka, a woń wanilii rozlała się po jadalni.
Wypił kawę, nie obronił się, gdy mu pani Kondelikowa nalała po raz drugi, a gdy mu po tej porcyi było strasznie gorąco i pot występował na czoło, nie chciał dopuścić, aby mu filiżankę po raz trzeci
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/83
Ta strona została skorygowana.
79