Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/92

Ta strona została skorygowana.
88

— Raczy pan pozwolić — spróbował się bronić Wejwara.
— To wam się udało! — powtórzył mistrz, chmurząc się.
— I cóż teraz?
Wejwara spojrzał na mistrza wzrokiem umierającej łani i odpowiedział smutnie:
— Nie pozostaje nic innego, jak tylko iść pieszo. Mam nadzieję, że znajdziemy ślady szyku, który poszedł pieszo, i że go dogonimy...
— Widzę już, jak go doganiamy! — mruczał Kondelik. — Wszak nie wiemy którędy idą, i czy są w drodze wogóle!...
— Na pewno, proszę pana, wyszli przed godziną, jak było postanowione. Gdybyśmy wiedzieli zupełnie na pewno kierunek, w którym poszli, moglibyśmy ich łatwo dogonić, bo na pewno gdzieś w drodze będą odpoczywali.
— Gdybyśmy wiedzieli, gdyby! — powtarzał Kondelik gniewnie za Wejwarą. — To jest właśnie, czego nie wiemy! Jabym najchętniej powrócił do domu.
— Jak pan raczy rozkazać — poddawał się Wejwara. — Aczkolwiek sądzę, żebyśmy...
Zamilkł. Nie wiedział jak radzić.
— Znasz pan drogę na Karlsztajn? — pytał Kondelik, zdecydowawszy się nagle.
— Szanowny panie — odpowiedział Wejwara jak zmartwychwstały. — Mamy mapy, nie możemy się omylić...
— Więc tu nie stójmy i chodźmy! — zawołał Kondelik.