Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/107

Ta strona została przepisana.

kryć, wieczerzę przygotować, a to dużo wymaga pracy! Godzina szósta, Kasi ani śladu, ach, czyż taka dziewczyna przypomni sobie o obowiązkach, kiedy ma wychodnią. Szczęście, że przyszło pani Kondelikowej do głowy, ażeby sobie gąskę już w południe trochę podpiec. Do 8-ej będzie wszystko gotowe.
— Tak, tak, Pepciu — mówiła pani Kondelikowa w kuchni, podpalając całym numerem starej gazety przygotowane już drzazgi i drobne drzewka — musisz się trochę pokręcić. Uważaj, aby wszystko błyszczało, zanieś sobie to zwolna do pokoju, weź ten duży, nowy obrus adamaszkowy, wytrzep z niego lewandę, dasz po dwa talerze, będzie nas sześcioro, pod spód, na gęś, te różowe, na wierzch, na ozór — modre. Wytrzyj solniczkę i wsyp świeżej soli, zrób to wałeczkiem, aby nie była gruba, postaw młynek z pieprzem. Sałata i ogórki są w śpiżarni, trudna rada, kiedy Kaśka nie idzie, musisz mi obrać garnek ziemniaków. Tak...
Pani Kondelikowa trochę ciężko powstała z podłogi i posuwając na blasze garnki z wodą, mówiła dalej:
— Dobry sobie ten ojciec! Dotąd kolana drżą podemną. Z tem nie można się wygadać przed ciocią! Wejwarze szepnij, by o tem także nie mówił, tatce powiem sama. No, no! zamknął go w mieszkaniu! Ja nie wiem, cobym zrobiła, chyba wyskoczyłabym oknem...
Pepcia płonęła z pośpiechu. Naczynia brzękały dzwoniły w jej rękach, na stole skakało wszystko.
— Uważaj tylko, Pepciu — napominała ją mat-