Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Co to dajesz, Betty? — dziwił się pan Kondelik.
— Ej, staruszku, staruszku — mówiła pieszczotliwie. — Trzeba wypić na zdrowie młodych szklaneczkę wina, czy zapomniałeś o tem?
— Mnie się zdaje, że byłoby lepiej, gdybyśmy pozostali przy piwie... Przynajmniej co do mnie...
— Dobrze, staruszku, będziemy znów potem pili piwo, ale teraz musimy zalać winem. Piwem nie wypada.
Szybko rozstawiła kieliszki, napełniła je powróciwszy do swego krzesła, ale nie siadając, podniosła swój kieliszek i mówiła uroczyście:
— Muszę naszym szanownym gościom, ciotuchnie Urbanowej i panu Slawiczkowi, oznajmić, że święcimy nieoczekiwaną, ale radosną uroczystość rodzinną...
Ciotuchna Urbanowa pochyliła się i patrzyła uparcie na panią Kondelikową, z wyrazem ogromnego zaciekawienia, jakby nawet nie przypuszczała o co chodzi.
— Oto przyszły sekretarz magistratu, pan Wejwara, oświadczył nam rodzicom, że pokochał Pepcię naszą i prosił nas o jej rękę. Zezwalamy chętnie. Myśmy z Kondelikiem dawno zauważyli, że się kochają prawdziwie. Oznajmiam więc szanownym gościom, że pan Wejwara i Pepcia są od dziś narzeczonymi.
Pani Kondelikowa odetchnęła. Mówiła często