Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/121

Ta strona została przepisana.

i dość dużo, ale nie przywykła mówić publicznie, jak dziś.
Ciotuchna Urbanowa stopniowała podczas jej mowy wyraz twarzy do najwyższego zdziwienia.
Pani Kondelikowa ciągnęła dalej:
— Sądzę więc, że i nasi szanowni goście, ciotunia jako krewna, pan Slawiczek jako przyjaciel pana Wejwary, cieszą się razem z nami, i że szczerze wzniosą, toasty za zdrowie młodej pary...
Pierwsza zerwała się z miejsca ciotka Urbanowa i już trzymała kieliszek w dłoni. Za jej przykładem powstał pan Slawiczek i podniósł się także pan Kondelik. Narzeczeni siedzieli dotąd, jak zarżnięci.
— Za zdrowie, szczęście i błogie pożycie pana Wejwary i naszej Pepci — mówiła pani Kondelikowa podwyższonym głosem, który już drżał.
— Na zdrowie! na zdrowie! na zdrowie! — powtórzyła ciotuchna Urbanowa i stała przygotowana, aby się trącić z Wejwarą i Pepcią zaraz po rodzicach, prędzej nim pan Slawiczek. Należy przecież do rodziny, ma prawo pierwszeństwa! I to jej się powiodło.
Zanim opróżnił swój kieliszek, Wejwara zaczął jeździć lewicą po surducie na piersi, a postawiwszy kieliszek, już chciał wyłowić puzderko z pierścionkiem, gdy wtem pani Kondelikowa znowu się odezwała:
— Pan Bóg patrzy na nas, a co komu sądzone, to go nie ominie. Panie Wejwaro, zaręczamy pana