Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Kondeliku — rzekła z powagą — ja cię nie obwiniam. Tyś jest panem, głową rodziny, ojcem, musisz przeto wiedzieć, jak się powinieneś i możesz zachowywać. Ja milczę i uznaję za dobre, co uczynisz. Czy sądzisz, że go trzeba było wyrzucać za drzwi, ażeby to zrozumiał? O nie! Takim ludziom dość na słowie, a tych słów było dużo i były ubliżające. Ty masz także swój honor, Kondeliku, tyś był zawsze uczciwym mężem, inaczej nie byłabym wyszła za ciebie, a mój ojciec nie byłby mnie tobie powierzył. Ale gdyby mój ojciec, Kondeliku, rzekł był tobie coś podobnego i gdybyś ty był potem sam przyszedł, wiesz, Kondeliku, tobym była straciła uszanowanie, jakie dla ciebie zawsze miałam. Moja nieboszczka matka mawiała zawsze:
„Betynko, Kondelik jest mężczyzną, jakich mało.”
Co mi się podobało u ciebie, podoba mi się i u Wejwary. Uznałeś za stosowne zerwać, dobrze, Kondeliku. Pan Bóg dał nam tylko córkę, chcę ją widzieć szczęśliwą. Jeśli sądzisz, że los przeznacza ją dla Wejwary, musisz to sam naprawić. On musi czekać, on się nie może zniżać. On cię przecież w wodę nie wrzucił...
Pani Kondelikowa wiedziała, jak na męża wpłynąć.
— Do wszystkich dyabłów! — zawołał pan Kondelik — com znowu tak strasznego powiedział?
Pani Kondelikowa nie ustępowała.
— Wystarczy, Kondeliku, ażeby zrozumiał. Nic