Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/91

Ta strona została przepisana.

Pani Kondelikowa podała półmisek z pieczenią, postawiła go, nie rzekłszy ani słowa i sama nic nie jadła. Była bardzo obrażona. To zrobił małżonek, gdy znowu miał przyjść konkurent i gdy miał być święcony dzień zgody i zaręczyn! Kto wie, gdzie chodzili!
Długą chwilę jadł pan Kondelik, nagle sobie coś przypomniał:
— Gdzie jest Pepa?
— Poszła spać, już nie czekałyśmy na was.
Pan Kondelik milczał, a Wejwarze było, jakby mu w serce igły wbijano. Jest tu, jest blizko niej, dzieli go od niej mur na pół cegły — i nie ujrzy jej. Poszła spać. Jak ona może spać w tej chwili!
Ale Pepcia nie spała. Musiała jednak usłuchać matki, zagniewanej na bezwzględność tatki i rozżalonej po raz pierwszy słabością Wejwary.
Pani Kondelikowa miała jednak serce. Gdy spostrzegła, że obaj dość mają kary, poszła niby po córkę i przyprowadziła ją do pokoju. Wdzięcznie spojrzał na nią Wejwara, a gdy mistrz Kondelik wyszedł do sypialni, aby przynieść cygara, podszedł Wejwara szybko do pani matki, pocałował ją gorąco w rękę i trzymając ją w swojej, błagał:
— Szanowna pani, przebaczenia, jam temu nie winien.
— Ja wiem, panie Wejwaro, że nie pan — odpowiedziała pani i powoli topniała. — Ale jednak mógł pan staruszkowi przypomnieć, że się to tu smażym że wszystko wysycha i że czekamy...