Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/95

Ta strona została przepisana.

prawdę po raz pierwszy wydało mu się, że należy już do rodziny.
Gdy pani Kondelikowa przyniosła półmisek z pieczenią, a Pepcia salaterkę dymiących ziemniaków, trąciła ją ciocia Kasia w bok i rzekła:
— Usiądź sobie obok narzeczonego, usiądź, Pepciu!
Pepcia usiadła, a ciocia Kasia wybiegła do kuchni za panią Kondelikową, która zapomniała sosyerki, przymknęła drzwi za sobą i pytała zaciekawiona:
— Czy ten bukiet, to niby na jutro, do ślubu?
— Co też ty mówisz? — odpowiedziała pani Kondelikowa. — To tylko na dziś, ślubny będzie biały.
Ciocia Kasia, ażeby nie powracać z niczem, wzięła druciany koszyczek z pokrajanym chlebem i śpieszyła znów do stołu.
Wejwara przebiegł teraz całe towarzystwo oczyma, jakby liczył i pochylił się do Pepci:
— Panna Myszkówna nie przyszła? Myślałem, a właściwie przyjaciel Slawiczek myślał, że będzie tu także, ażeby się mógł trochę zapoznać.
— Nie mogła — odpowiedziała z żalem Pepcia — nie przygotowała wszystkiego na jutro, byłaby chętnie, chętnie...
Pani Kondelikowa zauważyła rozmowę, choć szeptem prowadzoną i wmieszała się:
— Eh, nicbym za to nie dała, że do nas przybiegnie, choć po kolacyi, jest zaproszona. A gdyby nie przyszła, to pan Slawiczek pozna ją jutro. Wesołe to dziewczę, nikogo się nie boi.