Strona:Iliada.djvu/236

Ta strona została przepisana.

Lecz Menelaiu! bogi pamiętne o tobie:        127
Piérwsza na pomoc Pallas, w złéy przybiegła dobie.
A iak matka z śpiącego dziecka muchę zgania,
Tak ona grot odpędza, i ciebie zasłania.
Tam odwróciła strzałę, gdzie spięty pas złotem,
Drugim się stał kirysem, przed śmiertelnym grotem.
Jednak i tą przeszkodą nie był cios odparty,
I pas mocny i kirys od strzały przedarty,
Nawet przeciw tysiącznym pociskom zasłona,
Blacha z miedzi została od niéy zdziurawiona:
Dosięga ostrze ciała i skórę rozrywa.
Z niego zaraz krew nakształt purpury wypływa.
Jaką farbę, z Meońskiéy lub Karyyskiéy włości,
Przebiegła gospodyni słoniowéy da kości,
Gdy ią w purpurze zmacza: tysiąc życzy sobie,
Nabyć iéy ku wspaniałéy wędzidła ozdobie:
Lecz dla króla schowana w domu piękność taka,
Z któréy chwała dla iezdcy, świetność dla rumaka;
Podobnie, Menelaiu, czystéy krwi płynienie,
Zafarbowało twoie biodra i golenie.
Wzdrygnął się Agamemnon, gdy krew postrzegł z rany,
I Menelay sam został niemniéy pomieszany,
Ale nabiera serca, gdy widzi, że strzała,
Kolcami w pas utkwiwszy, mało sięgła ciała.
Z westchnieniem, rzekł król, brata czule cisnąc w ręku.
Około pełno wiernych towarzyszów ięku.