Strona:Iliada3.djvu/166

Ta strona została przepisana.

Jednak słysząc, że żyiesz; wolny od rozpaczy,        491
Krzepi się tą nadzieią, że syna obaczy,
Gdy z Troi do oyczystéy powrócisz krainy.
Lecz ia naynieszczęśliwszy, miałem dzielne syny,
Z których podobno żaden żywy nie zostaie.
Piędziesiąt ich liczyłem, nim przyszły Danaie:
Z tych wyszło dziewiętnastu z łona iednéy matki,
W innych dały niewiasty swych uczuć zadatki.
Większą liczbę Mars krwawy w polu poobalał:
Ostatni, co ich bronił, i miasto ocalał,
Hektor, zginął od ciebie, walcząc za oyczyznę.
Po niego tu przychodzę, uczciy mą siwiznę,
Masz okup wielkiéy ceny, masz drogie ofiary:
Szanuy bogi, Achillu, nie gardź memi dary.
Przypomniy oyca, obu nas ciężar lat gniecie.
Możeż bydź kto odemnie biednieyszy na świecie?
Jam usta . . . tegom wreście nieszczęśliwy dożył!
Na ręce synów moich zabóycy położył!„
Rzekł: na wspomnienie oyca rycerz czule wzdycha,
Więc zwolna rękę starca od siebie odpycha.
Ten Hektora wspomniawszy, w nim państwa nadzieie,
Leżąc u nóg Achilla, rzęsiste łzy leie:
Tamten na dwie osoby swą czułość rozdziela,
Już płacze oyca, znowu płacze przyiaciela.
Spólne ich narzekania, i płacz pomieszany,
Smutném echem namiotu powtarzały ściany.