Strona:Józef Birkenmajer - Św. Alojzy Gonzaga.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczajeni do tego rodzaju stosunków towarzyskich; nieraz byli poprostu zdezorjentowani, nie rozumieli, co to wszystko znaczy, nie wiedzieli, jak na to reagować, czego się spodziewać w dalszym ciągu rozmowy. Na widok tych ciągłych poniżeń własnych młodego syna magnackiego, jego — dochodzącej do krańcowości — chęci okazania się małym, niezgrabnym, głupim i śmiesznym, nieswojo czuć się musieli niżsi od niego rodem i umysłem dworzanie, goście czy rówieśnicy, zwłaszcza gdy pomimowoli mierzyli swoją wartość z jego wartością. Szacunek, jaki stąd się rodził, a niekiedy i pewne wyrzuty sumienia, mogły też budzić bojaźń, podobną tej, jaką wobec Marceliny Łempickiej czuł w Rzymie Mickiewicz:

Jak ty mnie swoją przerażasz pokorą!

Pozory pewnej nieuprzejmości czy niechęci do ludzi wynikały nieraz i z tego, że Alojzy, oddając się medytacjom lub modlitwie, w myśl zaleceń Chrystusowych szukał zupełnego odosobnienia, gdzie dostrzec go nie mogło oko ludzkie.

9