Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

— Osobliwsze teorje! czyste obłąkanie! rzekł uśmiechając się Dembor — wam się głowy pozawracały... w ten sposób nic do czynienia nie pozostaje.
Anna usiłując zbyt absolutne wyrzeczenie brata poprawić, dodała:
— Ale kochany wuju zrobimy co każesz... szanując tylko wolę matki...
— A gdyby się ona omyliła?
— To nawet matki omyłkę.
— Najlepsze serce! dorzucił wuj — ale ona jak wy, po staroświecku i uczuciem, nie rozsądkiem rozstrzygała wszystko. Można z najlepszemi chęciami iść drogą fałszywą, wiem że stan włościan w Porzeczu dosyć dobry, ale go okupujecie ciągłemi z waszej strony ofiarami niepotrzebnemi, oniby sobie wystarczyli sami, gdyby ich tylko dopilnować. Zresztą choć ze stratą jednorazową, lepiej oczynszować i oddzielić się od nich, ażeby wiedzieli co ich, co nasze i co nam są winni. Podsycacie próżniactwo, zachęcacie do gnuśności i nigdy nie jesteście pewni co macie.
Ani Anna ani Michał nie chcieli się już odzywać, Dembor mówił sam.
— Tracą na tem i oni i wy — potrzeba reformy, koniecznie potrzeba reformy. Dajcie mi w ręce Porzecze na lat kilkanaście, a obowiążę się spłacić długi i oddać wam je z podwojonemi intratami, uregulowane według pewnych zasad. Polecić to myślę Tymlowi, który zrobi z tego angielską, postępową, wzorową fermę, nie poznacie Porzecza.
— A! wuju, zawołała Anna, to dla nas pełne pamiątek miejsce; niechże Bóg broni!
Dembor obrócił się, popatrzał długo na nią, i bez oznaki wzruszenia i niecierpliwości, chłodno choć w nim czuć było tłumioną irytację, zakończył:
— Jak sobie chcecie, róbcie jak wam lepiej, nie śpieszcie się tylko z ostatniem słowem, bo byście mogli tego żałować... Potrzeba coś postanowić przecie i wziąć się do czegoś.
Michał podniósł głowę.