Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

ostateczną stawało się klęską. — Nie było w sercach tej rodziny uczucia do któregoby mogła się uciec po ratunek, nie było schronienia przed burzą, ani środka do podźwignienia.
Ale w jaki sposób tak praktyczny i tak wyłącznie staraniu o pomnożenie majętności oddany człowiek mógł się narazić na całkowitą jej utratę? — tego nie pojmowali, ani Michał ani Anna zdać sobie sprawy nie umieli z nieopatrzności Dembora. Istotnie, winy w tem jego było najmniej — spadkiem po ojcu wziął proces i jego skutki pan Dembor — jestże co na świecie tak podległego rachubie niechybnej, tak stałego i pewnego, na czemby się oprzeć, czemuby całkowicie zaufać można? Jestże położenie któregoby jedno tchnienie woli Bożej zdruzgotać i w proch obrócić nie mogło? Jestże człowiek któryby zaufawszy w dostatkach Hioba, nie mógł się zbudzić w Hioba barłogu??
Dzieci pani Solskiej zapomniawszy z czem przybyły, o sobie i o własnem strapieniu, bolejąc nad cudzem, całe się oddały na posługę nieszczęśliwym krewnym, których przestrach upadku przeraził tak śmiertelnie...
Nic się jeszcze w ich położeniu nie zmieniło, nic im nie odebrano, nie wydarto ani cząsteczki tych skarbów, które dla każdego z członków rodziny innej a nie mniejszej jak u Dembora były wagi — a już cierpieli okrutnie — cóżby się stało z niemi, gdyby istotnie dotknęła ich nędza i los zepchnął na dno spółeczne, zkąd z takim trudem dobywać się przychodzi, gdzie życie tylko rezygnacja chrześcjańska osładza???
Tymlo trzeciego dnia po odebranej wiadomości wyjechał pocztą do stolicy dla pilnowania nieodstępnie tak nagle ważną stającej się sprawy, Dembor w drugą ruszył stronę, nawet pani sama swych literacko-społecznych stosunków chcąc użyć na korzyść interesu, wybierała się z córką do miasta, więc dzieci nasze musiały wreszcie uczuć, że tu były całkiem niepotrzebne, raczej zawadą niż pomocą.
Dembor na odjezdnem pozwolił im robić co chciały,