Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

gokolwiek oszukiwał! ale ja ci stosunku tego odmalować nie potrafię. Szambelan najczęściej gdym ja przyszedł, wynosił się zaraz, zaklinając mnie abym żonę jego zabawiał. Zastając mnie u niej, dziękował i ściskał. Dowiedziałem się od niej samej potém, że miał nieszczęśliwe pasyjki w mieście i że się bałamucił bez miary, tracąc co miał na najgodniejsze wzgardy stworzenia, których młodość go nęciła. Żona ubolewała nad nim, nad sobą — lecz nie było na to rady...
— Mój Rajmundzie — odezwał się Kwiryn — przerwy ty to opowiadanie, nie jestem go ciekawy. Masz dobrą przyjaciółkę w pani Szambelanowej, przyjaciela w nim, to dosyć...
Wyjedziesz na wieś, zapomną o tobie, zabiorą nową znajomość i ktoś inny będzie uczęszczał na herbatę.
— Bardzo wątpię — odezwał się Rajmund, bo ja dziś lub jutro się z nimi spotkam w drodze i odprowadzę ich niemal aż do domu. Jadą tym samym traktem. Będę u nich wkrótce na wsi. Szambelan ma mi dać list polecający.
Kwiryn zamilkł chwilę, oddął usta.
— Winszuję — szepnął — I tą drogą myślisz się dorabiać przyszłości?
— Tą najprzód, a potém wszelkiemi innemi, jakie prowadzą do —
— Czego? spytał brat.