Żulin, wioseczka pozostała pani Marwiczowej ze znacznych dóbr nieboszczyka jej męża, liczyła się w okolicy do najmniejszych, bo nie było w niej nad dziesięć chat, a choć grunta miała niezłe, położone były tak nisko i wymagały tyle starań aby ich woda z otaczających moczarów nie zatapiała — iż rzadki był rok urodzajny. Miotlica zjadała przenicę, żyto przało, a w dolinach jarzyny suchego tylko lata rodziły.
Dworek, w którym dawniej ekonomowie mieszkali, wznosił się na pagórku między olchami, jak wysepka, cały otoczony rowami, aby go z wiosny woda nie podtapiała. Nie spodziewano się nigdy aby tu na starość mieszkać przyszło, i gdy wyzuta z majętności staruszka została zmuszona przenieść się do biednego Żulina, musiała natychmiast sprowadzić drzewo z puszczy kobryńskiej, aby małą starą chatę z gankiem, mieszkalną uczynić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/48
Ta strona została skorygowana.