Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

także niedalekośmy znaleźli: macie więc mnie, dzieci kochane, i gościa miłego razem.
Rotmistrz się witał, jak po żarzących węglach stąpając; hrabina tymczasem wyrwała się, prosząc, by mogła pójść przodem kazać przygotować herbatę, i znikła. Cesia poszła za nią, mężczyźni zostali sami.
— No, już wiecie zapewne, — odezwał się swobodnie hrabia, rzucając okiem na rotmistrza, któremu cygaro Sylwana dało zajęcie i minę jaką taką — wiecie o mojej stracie?
— Słyszeliśmy — wycedził rotmistrz przez zęby.
— Ha! cóż robić! Odrobię się na czem innem; zażył mnie oszust, to prawda, ale ja mu odpłacę! Zresztą klucz Słomnicki w piaskach po większej części, grunta liche, lasy wyniszczone i strata mniejsza, niżeli się zdaje. Nim sekwestr przyjdzie, doreszty smołę wyrobię, wytnę i wysączę, co się tylko da wycisnąć.
— Zawsze... — rzekł rotmistrz, czując potrzebę coś powiedzieć — zawsze... — i zatrzymał się.
— Zawsze żal, bez wątpienia; ale dla mnie to mniej znaczy. Gdybym chciał, wykupiłbym Słomniki: mam trochę grosza.
Rotmistrz zrobił wielkie oczy.
— Znalazłbym kredyt — kończył hrabia.
Rotmistrz jeszcze się więcej wytrzeszczył.
— Ale to lichota, — dokończył Dendera — niema co o tem myśleć.
Sylwanowi lżej się zrobiło, widząc, że ojciec tak lekko traktował klucz ten i swoje nieszczęście; weselszy poszedł na górę, kręcąc wąsa.
Nie będziemy wam malowali sceny przy herbacie, której hrabina przytomna być musiała, choć doprawdy wartaby była odwzorowania dla wiekuistej pamięci. Rotmistrz, jak tylko przyzwoitość dozwoliła, począł się zaraz wybierać do domu, a hrabia jak najczulej wstrzymywał go, zapraszał, żegnał i wsadził nareszcie do nejtyczanki, głośno życząc dobrej nocy. Sam natychmiast wszedł do pokoju hrabiny.
Byli całkiem sami: ona siedziała w kąciku milczą-