Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

powtarzać techniczne ich wyrażenia, przedając je za swoje, O! z czego się to składa sąd i opinja powszechna! miły Boże! miły Boże!
Pomimo więc najlepiej obmyślanego planu koncertu, chociaż chwalono bardzo grę piękną Wacława, nie potrafił zrobić furore, jak pierwszy lepszy Niemczyk lub Francuzina, coby przyjechał z długiemi bardzo włosami i ogromną o sobie opinja. Kilka pań dyletantek. których córki pragnęły nabyć metody, życząc sobie, prócz tego w domach swych oprócz herbaty, kart i wina dać jeszcze gościom muzykę nową, zapoznały się z Wacławem. Poczęto go zapraszać bardzo uprzejmie, z tą grzecznością upokarzającą, którą panowie wyrabiają w sobie umyślnie dla artystów i chowają dla nich tylko, ale nikt, lub tak jak nikt, nie zaproponował mu dawania lekcyj.
Proszone wieczory i ranki muzykalne doreszty wycieńczyły muzyka, bo ciągnęły za sobą choć małe, ale dla niego powtarzaniem codziennem znaczące wydatki.
Któż nie wie, że niejeden podobny Wacławowi młody człowiek nieraz nad parą świeżych rękawiczek, zabłoceniem butów lub zapłatą dorożki westchnąć musi.
Jeden pan Gr. pocieszał go i nadziei dodawał, ale kilka miesięcy pobytu w Żytkowie dowiodły Wacławowi, że tu wyżyć nie potrafi. Miał tylko dwie, tanie i źle opłacane lekcje; mnóstwo zaproszeń przyjacielskich, za które odegrywać musiał jak za pańszczyznę, a do tego tuzin zazdrosnych, nieznanych nieprzyjaciół. Muzycy, chleboroby żytkowscy, co żyli z dwuzłotowych i półrublowych swych godzin, posłyszawszy jego grę, poczuli wszyscy, że prędzej czy później przepaść im przyjdzie, jeśli sobie nie poradzą. Poczęli więc na różne sposoby szkodzić Wacławowi w opinji, jako człowiekowi i artyście. Jeden z nich, gruby, tłusty, a wesoły, dobra dusza powszechnie zwany pan Falankiewicz, dowodził głośno: że Wacław był niechybnie szpiegiem; drugi utrzymywał, że grał bez taktu; trzeci, że był samouk i brakło mu metody klasycznej (ten uczył się u organisty w Berdyczowie).