Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

— Tak głodnego nie puścimy — stanowczo odparł szlachcic.
Frania i Sylwan przez czas tej rozmowy ciekawemi mierzyli się oczyma; pierwszy to raz w życiu dziewczę spotkało tak pięknego młodzieńca, który marzenia jej może urzeczywistnił; Sylwan, uwiedziony zarazem pięknością jej i śmiałością, snuł naprędce romans bez ceremonji. Tak bo to zdawało mu się wygodnem mieć sobie niezawodną kochaneczkę, niedaleko od Denderowa, w domku, do którego mógł przyjeżdżać bez fraka i żółtych rękawiczek!
— A teraz prosimy do pokoju — rzekł szlachcic, biorąc pod rękę hrabiego, i trochę nierad upartemu przypatrywaniu się sobie młodych ludzi.
Frania, ledwie kilka słów przemówiwszy, z Brzozowską razem pobiegła przysposabiać podwieczorek.
Już nie wiem, jak i czyją sprawą upiekły się kurczęta, przygotowała sałata i zrobiły pierogi z serem, bo Brzozowska, gorejąca ciekawością i niepokojem, podbudzonym do najwyższego stopnia, latała jak oparzona, pojąc służącego i pytając go o wszystko, co wiedział i czego nie wiedział.
Frania, jak skoro mogła odejść, nie tając się z ciekawością swoją, także pośpieszyła do pokoju, gdzie hrabia palił cygaro, o koniach rozmawiając z panem Kurdeszem. Nie przypuszczając, żeby mogło być inne jakie i przyzwoitsze a lepsze życie nad jej własne, naiwnie poczęła je malować Sylwanowi, który, śmiejąc się w duchu, był rad spotkanej na drodze sielance i wywoływał jej obrazy.
— O! ja bo się wcale nie nudzę, — mówiła mu Frania — latem, proszę pana, chodzimy z Brzozosią na grzyby do brzeziny, jak dziś, a czasem i dalej; zbieramy zioła, robimy sobie co w ogródku; wieczorami śpiewamy i mówimy śliczne powieści i bajki.
Sylwan uśmiechnął się, ale Frania wzięła ten uśmiech za dobrą monetę.
— Zimą jest tysiąc przyjemności także. Tyle świąt, tyle do nich przygotowań, nabożeństwo, mot-