Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

da, tworzy się towarzystwo miłe; są resursa dla młodego, jak ja, człowieka. Zachciało mi się i ruszam.
— Pozwól sobie powiedzieć, — dodał Walski — że jak do miasta, djable się gromadno wybierasz: konie, ludzie, powozy!
— Jużciż bez koni być nie mogę, bez wierzchowego się nie obejdę... No! kilku ludzi mi potrzeba...
— To ci djable kieszeń wysuszy! — rzekł Walski.
— Mówiłem mu to, — z dobrą fantazją odpowiedział stary Dendera — ale hrabia chce puścić parę tysięcy dukatów między ludzi, cóż z nim zrobić?... Zresztą — dodał z pewną dumą — na to nas stało! Je le lui accorde volontiers.
Powiedział to, jakgdyby przed kilku dniami nie zapożyczyli się u Wacława, jakby dom w niepotrzebny zapas obfitował, z miną magnata, który rzuca nic nieznaczącą sumkę dla jakiegoś chwilowego zachcenia. Hrabia Walski uczuł niestosowność dalszej w tym przedmiocie rozmowy i odwrócił ją zręcznie.
— Zrobiłem tę uwagę Sylwanowi — rzekł — i bardzo za nią przepraszam, boć kogo na to stało, powinien groszem swym podsycać przemysł krajowy. Zazdroszczę ci, Sylwanie, bo się dobrze zabawić możesz.
— Spodziewam się — dodał z uśmiechem pełnym próżności Sylwan. — No! a i ty, Wacławie, podobno także ruszasz do miasta?
— Być może — odpowiedział skromnie Wacław. — Uregulowanie moich interesów, ze spadku wynikłych, potrzeby domowe na jakiś czas może mnie także do Warszawy zapędzą.
— A to doskonale! Ja pojadę kwatermistrzem i, nim nadjedziesz, już się pewnie tak poznam z miasteczkiem, że ci będę mógł służyć za cicerone.
— Dziękuję! — z ukłonem rzekł Wacław. — Mam nadzieję, że się żegnamy na krótko i do zobaczenia!
Rozmowa szła tak przerywana, skacząc na różne przedmioty, gdy zamiast śniadania, które przynieść