Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

czoło, choć oczy już były suche, okazywało, jak była dotknięta.
— Śmieszni ludzie, — dodała pocichu — śmieszne sądy ludzkie! Dla nich to tylko jest, co widzą, czego dotkną...
— Dlaczego pani to bierzesz tak żywo, — przerwał Wacław, zmieszany tym rozmowy obrotem — między miłością a nieczułością zupełną jest tyle stopni i odcieni! Pani masz serce anielskie; ale daruj, że w niem, nie sądzę, żeby się pomieścić mogło przywiązanie długie, stałe, namiętne, porywające, odbierające przytomność. W człowieku nigdy dwie władze wielkie obok siebie istnieć nie mogą: pani masz nadto rozumu i dowcipu, byś mogła tyleż mieć serca.
— Sofista! — odparła Cesia — pochlebca! Czyż tylko to jest, co się widzi? powtarzam. Może najwięcej jest serca, gdzie go widać najmniej, a pod szatą arlekina często żałobny rąbek ukryty... Uczucie, najdroższy skarb, musi się taić w głębi serca... obawia się lada chłodnego powiewu...
— Rzućmy ten przedmiot drażliwy! — przerwał Wacław.
— Nie, owszem, mówmy o tem — nastawała Cesia. — Pan sądzisz, żem zimna syrena, chłodna, obojętna, zalotnica i nic więcej? Nieprawdaż?
Wacław milczał i udawał, że się pilnie przypatruje rozkwitającej gloksynji.
— Ale mówże pan! — zawołała Cesia, niecierpliwie tupiąc nóżką. — Odezwij się.
— Nie znam pani, jak widzę, a nim osądzę, poczekać potrzeba, — odezwał się Wacław — więc odłóżmy odpowiedź...
— Jest więc nadzieja rehabilitacji, — rozśmiało się dziewczę, rzucając ku niemu wzrok zaiskrzony — chwała Bogu! jest nadzieja: każesz mi pan poprawić się i nowy zdać egzamin! Będę miała lepsze zdanie, jak zasłużę.
Śmiech suchy, gniewny prawie, zakończył tę rozmowę, która się nie zamknęła czułemi wspomnienia-