Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/374

Ta strona została skorygowana.

Frania w śmiertelnym strachu, przeżegnawszy się i, wedle rady ojcowskiej, nie zmieniając stroju, który był skromny, ale przyzwoity, wśród kiwań głową Brzozosi, z bijącem sercem weszła do pokoju. Oczy obu pań badawcze, ciekawe, nielitościwie szyderskie, zatrzymały się na niej; a Cesia po chwili, mając w tem zapewne myśl jakąś, zbliżyła się do Frani z czułą niemal grzecznością.
Wacław, cały zmieszany, poglądał na ukochaną, jakby jej na ratunek przybiec był gotów: obawiał się Cesi, drżał o Franię, niepokoił swojem i jej położeniem. Mimowolnie jednak porównać musiał z sobą zbliżone trafem te dwie istoty, z których jedna tak dziwnie go dręczyła, druga tak czule kochała. Może na to porównanie rachowała trochę Cesia i wywołać je pragnęła; ubrana też była z największem obrachowaniem na efekt, z zalotnością, ze sztuką nie do naśladowania: serce i miłość własna stroiły ją na te odwiedziny. Miała na sobie białą suknię, różowe tylko wstążki, perły na szyi, różę we włosach i parę bransolet na pięknej, malutkiej, po łokieć odsłonionej rączce; twarz jej stroił smutek i melancholja, a cała postać tak była pełna arystokratycznego powabu, że przy niej biedna rumiana, świeża, trochę zakłopotana i mniej starannie ubrana Frania musiała się wydać prostą dzieweczką tylko. Twarz i rysy panny Kurdeszanki były stokroć piękniejszego typu od zmiętej i nieregularnie narysowanej twarzyczki hrabianki, ale w swej prostocie stały się pospolitemi prawie. Cesia była śmiała, niezmieszana, pewna siebie; Frania upadała pod brzemieniem niezwyczajnego położenia. Tej z ust płynęły słowa potokiem; tamtej myśl błąkała się, nim jedno i to pospolite słówko znalazła. Wacław spojrzał i westchnął, widząc wyższość tej, która nie miała serca, nad biednem dziecięciem, pełnem uczucia, ale odrętwiałem ze strachu.,
Pewna zwycięstwa hrabianka nie puściła już od siebie Frani i, gdy pan Kurdesz zabawiał hrabinę, mówiąc jej o omłotach pszenicy i urodzaju konopi,