Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

— Alboż kiedy byłem dla kogo niegrzeczny?
— Tego ja nie mówię, ale jest wiele cieniów i odcieniów grzeczności, mój hrabio.
— Ile osób, tyle grzeczności.
— Masz poniekąd słuszność, ale trzeba być dla wszystkich w swoim domu niezmiernie radym gospodarzem, nadskakującym, uprzedzającym.
— Nadskakującym?
— Może powiedziałem zanadto, — mówił dalej ojciec — ale zrozumiej tylko ogół mojej rady.
— Wszak wiesz, hrabio, — odparł syn niedbale — że w mojem przekonaniu wszyscy są równi, a urodzenie...
— Daj mi pokój z waszemi nowemi teorjami, mnie już nie nawrócisz.
Młode hrabię uśmiechnęło się tylko. Trzeba albowiem wiedzieć, że dla tonu, dla nadania sobie barwy wiekowej, po powrocie z zagranicy, Sylwan grał nieźle rolę demokraty i człowieka postępowego. Na czem u niego zależał postęp, dokładnie nie wiemy; zdaje się, że on sobie sam z tego nie umiał czy nie chciał zdać sprawy. Grał, pił, jadł, hulał jak wszyscy, z tą różnicą, że wszystko to czynił jakoś odniechcenia, znudzony, ziewając i z wielkiemi tony. Mówił przytem wiele o równości ludzi, postępie, duchu wieku, a mimo to rył sobie wszędzie herby: na biletach, na guzikach, na cygarniczkach, na liberji swego grooma i lokaja, na uprzęży koni, strojąc w nie rzeczy, zwierzęta i ludzi. Niższych od siebie (w swem przekonaniu) nie miał za Boże stworzenie; nie wadziło mu to jednak, rozsiadłszy się na kanapie, głośno i bardzo szumnie rozprawiać o postępie, o cywilizacji, o barbarzyństwie naszego kraju, o ucisku włościan, o przyszłym upadku wszelkiej arystokracji. Ale to była farba tylko. Ojciec, któremu pochlebiała ta mniemana w synu wyższość umysłowa i nowe niby a najświeższe doktryny, cieszył się z nich dla Sylwana, jakby się pysznił nowym jego frakiem lub końmi. Pysznił się tedy stary hrabia, słuchając, jak, trzy po trzy rezonu-