Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/432

Ta strona została skorygowana.

ły, ilekroć był przy niej, i sumiennie do upadłego odgrywający rolę kochanka.
Nielepsze było położenie Wacława, który bez winy własnej, zbiegiem okoliczności, czuł się jakby pochwycony żelaznem kołem machiny, mającej go zgnieść nielitościwie. Cesia z jednej, Ewelina z drugiej strony dręczyły go, ta nieustannem przypomnieniem pierwszej miłości, niepokojącem serce, druga dziwnem swem przywiązaniem do cienia, który przedstawiał.
Sylwan, przywiedziony do rozpaczy, nie krył się ze swoim gniewem i urazą, otwarcie napadał na niewinnego Wacława, czyniąc mu bolesne wymówki. Cesia szydziła z niego i z baronówny nielitościwie, hrabina Eugenja udawała, że go nie widzi i znać go nawet nie chciała.
Powróciwszy od Hormeyera, znużony tą sceną, w której udział brać musiał, przejęty widokiem żalu prawie obłąkanej wdowy, którego ukoić nie umiał; niepewien siebie, drżąc o serce własne, Wacław począł głęboko rozmyślać, co mu czynić wypadało, jak wyjść z tej próby tak ciężkiej. Jedna była najprostsza droga ocalenia i obowiązku: wszystko porzuciwszy, uciekać. Nie widział innej i, zostawiony sam sobie, chwycić się jej musiał. Rzucając więc interesa majątkowe na uproszonego prawnika i bankierów, nie zatrzymując się dla potrzebnych do domu sprzętów, które komuś kupić, wybrać i wysyłać polecił, Wacław kazał pakować i, nie żegnając się z nikim, tejże nocy uciec postanowił, listami tylko tłumacząc się z przyśpieszonego powrotu.
Wszystko już było przygotowane do drogi, gdy list z Wulki, z niecierpliwością oczekiwany, nadszedł nareszcie i przynaglił go jeszcze do wyjazdu, nowym uderzając ciosem. List ten kilka tylko słów, oblanych łzami, zawierał. Frania go pisała. Rotmistrz, stary Kurdesz, już nie żył. Sierota pozostała sama na świecie i wyciągała ręce ku opiekunowi swemu. Łzy rzuciły się z oczu Wacława, wybiegł jak szalo-