Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/495

Ta strona została skorygowana.

uczuć i instynktem piękne odróżnić, porównać i wybrać umiała.
Wacław i Frania pośpieszyli przeciw gościowi z uprzejmą twarzą, ale z niepokojem w sercu. Zastali Cesię robiącą przegląd salonu.
— Jakże to tu u was ładnie! — odezwała się — jak znać wszędzie artystę! A co kwiatów, a co miłych drobnostek!
— Starałem się, — rzekł Wacław — żeby mi Frania za Wulką nie tęskniła.
— Wszak mam tu i Wulkę! — zawołała Frania. — O! trzeba Wacława, żeby tak o wszystkiem pamiętać!
To mówiąc, gosposia poprowadziła Cesię, by się jej swoim prostym pokoikiem pochwalić, a raczej przywiązaniem męża, który o tem pomyślał.
— Co za pomysł oryginalny! — zagryzając usta i zukosa wzrok rzucając na Wacława, uśmiechnęła się Cesia. — Mais c‘est charmant de contraste!
Nieznacznie tak Cesia obejrzała dom cały, mówiąc sobie:
— Mogłam mieć to wszystko i miłość jego w dodatku! mogłam... nie chciałam!
Uwodziła się biedna. Ten widok szczęścia współzawodniczki napawał ją goryczą. Udawała jednak wesołą i miłą, starała się zbliżyć do Frani. Wacław, który czuł w powietrzu jakieś niebezpieczeństwo, czuwał i nie odchodził od nich krokiem. Cesia dla niego była poufale czułą, serdeczną, zalotną, prawie do obudzenia zazdrości. Wszystko to wcześnie obrachowała, ale spokoju Frani naruszyć nie potrafiła; ta znowu nadto wierzyła w Wacława i zbyt go kochała, żeby posądzać mogła. Niepokój w uczuciu już jest złym zawsze znakiem. Kto wątpi o drugim, powątpiewa o sobie. Zazdrość jest zwiastunką zdrady. Przyszła do towarzystwa cała woniejąca apteczką Brzozosia, chmurnem okiem poglądając na pannę hrabiankę, ku której żadnej nie czuła sympatji. Cesia mówiła wiele, szczególniej o Denderowie, o Sylwanie, o jego żo-