Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/528

Ta strona została skorygowana.

u nas nie dosięgająca dzieła rąk ludzkich, nachylała je do upadku. I klimat nasz, i lud może dopomagają zniszczeniu, które się dokonywa z szybkością niepojętą. Jeden rok zaniedbania niszczy owoc pracy lat kilkunastu: mury opadają, gniją dachy, trawa porasta wszędzie, tysiące stworzeń zajmuje schronienie opuszczone i wkrótce kupa gruzów tylko pozostaje po wspaniałych budowlach. Denderów jeszcze nie przyszedł był do tego stanu, ale już był na drodze ku niemu.
Widzieliśmy, jak drobna napozór okoliczność ostatni cios zadała fortunie hrabiego; jak z nieszczęśliwych konkurów pana Słodkiewicza wyrosła nienawiść i to, co Zygmunt-August zwał prześladowaniem. Połączyły się razem na zgubę jego w początku chęć zemsty, później chęć zysku. Nabywszy większość długów dosyć szczęśliwie, pan Słodkiewicz postrzegł się, obrachowawszy je wszystkie, że to, co miało być bodajby ze stratą dokonaną zemstą, mogło się stać dlań szczęśliwą wcale spekulacją; a że grosz lubił i dla marnych jakichś przesądów wyrzekać się nabycia jego nie myślał, wziął się całą duszą do roboty.
Rozpoczął się proces, a że hrabia przeciw swemu prześladowcy innych środków użyć nie mógł, prócz starań o zwłoki, prócz zadawania mu nieformalności, a pan sędzia miał stosunki małe, ale silne: interesa denderowskie stanęły na najgorszym stopniu i Zygmunt-August ogłoszony został bankrutem. Trzymał się w początku przy majątku, sumą u barona pochwyconą opłacając wszystkie należności rządowe i unikając administracji, która go dobić mogła. Pomimo całej swojej zręczności, Dendera w interesach szedł drogą fałszywą, zawsze uderzając do urzędników na wysokich posadach, od których pozornie tylko zależało wszystko. Oddawał wizyty, dawał im wieczory, przyjmował, jednał ich: obiecywano mu uroczyście; a tymczasem Słodkiewicz, który pojechał bryczką i trafił do piszczyków, do kancelarji, do sekretarzów, niepostrzeżony swoje robił powoli. Okazywało się zawsze