Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

do salonu lekka i wesoła... Było to pierwsze jej zwycięstwo: wiedziała, że ją kochał, wiedziała, że rozkochać mogła.
Wacław pozostał wpół zabity, gniewny na siebie, że nie przewidział podstępu, zrozpaczony, że się wydał, szalejąc w głowie, jak się z tego wytłumaczyć, wykłamać potrafi.
— A! — rzekł z bijącem sercem — kłammy, gdy kłamać potrzeba, gdyśmy w świecie fałszu; powiem jej, jeżeli się spyta, żem sądził, iż zgubiła co od stroju, pierścionek, bransoletkę, a gdy się spyta o rezedę, nie przyznam się, o! nie przyznam się, że ją noszę na sercu... Nigdy, nigdy o tem wiedzieć nie będzie, co czuję!...
Niestety! fałszywy to był, choć poczciwy rachunek. Cesia, jako kobieta przebiegła, starsza głową i przeczuciem niżeli doświadczeniem, wiedziała, co widziała, a klęczący, chwytający gałązkę Wacław wyspowiadał się zbyt szczerze, by mógł przed nią resztę utaić.
W salonach oświeconych snuły się czarowne postaci niewieście, a jak królowa balu rozsiadła się w krześle poważnie niegdyś piękna, dziś tylko majestatyczna hrabina Czeremowa w aksamitnej z koronami sukni, w toku z piórem na głowie, w łańcuchu złotym na piersiach, aż pod brodę podsznurowanych, z lornetką w ręku i z tą minką pogardliwą, szyderską razem i dumną, która ma oznaczać panią najwyższego tonu, a dziś przystała doskonale strojnym tylko kucharkom i wyszłym za generałów pomywaczkom.
Obok niej piękna jeszcze pani hrabina Denderowa, melancholijnie wsparta na białem ręku prześlicznych kształtów, wodziła wzrokiem przyćmionym umyślnie po sali, przymilając się i wdzięcząc do wszystkich, nie szczędząc słodkich słówek i niby nie słuchając, a słysząc, co jej szeptał pan Powała, były rotmistrz gwardji, słuszny i potężnych ramion mężczyzna, z wąsem lśniącym i okiem czarnem.
Dalej rzędem już piękne siedziały panienki, a na